Chicago Bean
Jest poniedziałek piętnasty
września, zaczynam moją podróż po Ameryce. Startujemy z Sandusky, małej (jak na
Amerykańskie standardy) miejscowości w stanie Ohio. Pierwszym celem jest znane
wszystkim Chicago. Podróż z Sandusky do najbardziej polskiego miasta w USA trwa około czterech godzin. To były najgorsze cztery godziny z całej podróży. Ten odcinek jedziemy we czwórkę, wszystko byłoby pewnie okej, gdyby nie fakt, że nasza gray Mazda nie jest przystosowana do przewożenia czterech osób i ich wieeelkich bagaży...
Pakowanie gray Mazdy
Na szczęście dość
szybko trafiamy do centrum miasta. Nie mamy zbyt wiele czasu na
zwiedzanie, dlatego decydujemy się na dwa najważniejsze punkty.
Zaczynamy od podziwiania miasta ze 106-go piętra drapacza
chmur Skyline.
Skyline w całej okazałości
Z każdej strony świata miasto wygląda inaczej. Na wschodzie
widzimy sięgające po horyzont jezioro Michigan, największe słodkowodne jezioro
w Stanach Zjednoczonych. Patrząc na zachód możemy zobaczyć granicę miasta. Na
północy dzielnica finansowa, znów mogę się poczuć jak w Nowym Jorku, no prawie. Południe
to dzielnice przemysłowe. Widoki są niesamowite, z góry miasto wydaje mi się
takie spokojne, trochę jak uśpione, ulice nie są takie ruchliwe, czas płynie jakby wolniej.
Siedzimy sobie na szklanej podłodze na 106-tym piętrze
Kiedy wracamy
do samochodu, trochę zmieniam zdanie, kierowcy jeżdżą bardzo podobnie jak w Big
Appel, a na ulicach sporo się dzieje. Kolejnym punktem naszej ekspresowej wycieczki po Chicago jest Millennium
Park i Big Bean, rzeźba, która każdemu kojarzy się właśnie z tym miastem.
Robimy kilka szybkich zdjęć z fasolką, a następnie nadziemnym metrem, które
jest kolejnym symbolem Chicago i ruszamy w dalszą podróż.
Tak pięknie kończy się pierwszy dzień podróży
Najlepsze dopiero przed nami. Kierujemy się na północ, musimy przejechać przez
Wisconsin. Zasłużony nocleg mamy dopiero w okolicach Rochesteru już w Minnesocie.
0 komentarze:
Prześlij komentarz