USA. Dzień piętnasty - San Francisco



Budzik dzwoni dość wcześnie, w sumie nie ma w tym nic dziwnego, bo chcemy w 100% wykorzystać nasz ostatni dzień na zachodnim wybrzeżu. Zostało nam jeszcze kilka ciekawych miejsc do zobaczenia. Plan jest następujący: ratusz, Painted Ladies, Golden Gate Park i lotnisko. Ale zanim to wszystko zobaczymy zabieramy się do ostatniego porządkowania bagaży. Ostatni raz pakujemy nasze walizki do Mazdy i ruszamy do San Francisco.
Znów przejeżdżamy przez przemysłową dzielnicę Oakland, następnie górnym poziomem mostu Bay Bridge i już jesteśmy w San Francisco. Punkt pierwszy, to City Hall.
Stanowe parlamenty w USA, a bardzo często również siedziby miejskich władz są bardzo podobne w swojej architekturze do Kapitolu, który znajduje się w stolicy kraju Waszyngtonie. Tak samo jest w przypadku ratusza San Francisco, położonego w dzielnicy Civic Center, czyli tuż obok ścisłego centrum. Ratusz jest jednym z najlepszych przykładów stylu architektonicznego zwanego amerykańskim renesansem. Jest też budowlą bardzo monumentalną, co widać na zdjęciu. Ratusz również ma piątą w kolejności największą kopułę na świecie. W tym roku mija równe sto lat od początku jego budowy. Stary ratusz, nieco mniej okazały, został doszczętnie zniszczony w trakcie katastrofalnego trzęsienia ziemi, które nawiedziło San Francisco w 1906 roku.

Więcej: http://www.travelin.pl/top/11-miejsc-ktore-warto-zobaczyc-w-san-francisco/ratusz-w-san-francisco
Copyright © Travelin.pl

Stanowe parlamenty w USA, a bardzo często również siedziby miejskich władz są bardzo podobne w swojej architekturze do Kapitolu, który znajduje się w stolicy kraju Waszyngtonie. Tak samo jest w przypadku ratusza San Francisco, położonego w dzielnicy Civic Center, czyli tuż obok ścisłego centrum. Ratusz jest jednym z najlepszych przykładów stylu architektonicznego zwanego amerykańskim renesansem. Jest też budowlą bardzo monumentalną, co widać na zdjęciu. Ratusz również ma piątą w kolejności największą kopułę na świecie. W tym roku mija równe sto lat od początku jego budowy. Stary ratusz, nieco mniej okazały, został doszczętnie zniszczony w trakcie katastrofalnego trzęsienia ziemi, które nawiedziło San Francisco w 1906 roku.

Więcej: http://www.travelin.pl/top/11-miejsc-ktore-warto-zobaczyc-w-san-francisco/ratusz-w-san-francisco
Copyright © Travelin.pl
Stanowe parlamenty w USA, a bardzo często również siedziby miejskich władz są bardzo podobne w swojej architekturze do Kapitolu, który znajduje się w stolicy kraju Waszyngtonie. Tak samo jest w przypadku ratusza San Francisco, położonego w dzielnicy Civic Center, czyli tuż obok ścisłego centrum. Ratusz jest jednym z najlepszych przykładów stylu architektonicznego zwanego amerykańskim renesansem. Jest też budowlą bardzo monumentalną, co widać na zdjęciu. Ratusz również ma piątą w kolejności największą kopułę na świecie. W tym roku mija równe sto lat od początku jego budowy. Stary ratusz, nieco mniej okazały, został doszczętnie zniszczony w trakcie katastrofalnego trzęsienia ziemi, które nawiedziło San Francisco w 1906 roku.

Więcej: http://www.travelin.pl/top/11-miejsc-ktore-warto-zobaczyc-w-san-francisco/ratusz-w-san-francisco
Copyright © Travelin.pl

Ratusz jest na prawdę piękny. Został zbudowany na wzór Kapitolu, podobnie jak wiele innych ratuszy na terenie całych Stanów Zjednoczonych. Jest to jeden z najlepszych przykładów budowli w stylu zwanym amerykańskim renesansem. Co ciekawe, ratusz ma piątą co do wielkości kopułę na Świecie.

Stanowe parlamenty w USA, a bardzo często również siedziby miejskich władz są bardzo podobne w swojej architekturze do Kapitolu, który znajduje się w stolicy kraju Waszyngtonie. Tak samo jest w przypadku ratusza San Francisco, położonego w dzielnicy Civic Center, czyli tuż obok ścisłego centrum. Ratusz jest jednym z najlepszych przykładów stylu architektonicznego zwanego amerykańskim renesansem. Jest też budowlą bardzo monumentalną, co widać na zdjęciu. Ratusz również ma piątą w kolejności największą kopułę na świecie. W tym roku mija równe sto lat od początku jego budowy. Stary ratusz, nieco mniej okazały, został doszczętnie zniszczony w trakcie katastrofalnego trzęsienia ziemi, które nawiedziło San Francisco w 1906 roku.

Więcej: http://www.travelin.pl/top/11-miejsc-ktore-warto-zobaczyc-w-san-francisco/ratusz-w-san-francisco
Copyright © Travelin.pl

Z daleka budynek robi na mnie spore wrażenie, ale im jestem bliżej tym bardziej mi się podoba. Drzwi wejściowe są przepięknie zdobione, ale chyba najbardziej urzeka mnie wnętrze. Główny hall jest cały biały, na ścianach widnieją liczne płaskorzeźby, podłoga jest marmurowa, a wszystkie drzwi w budynku wykonane są z drewna.


Chyba już nic mnie nie zaskoczy w Ameryce. Jest poniedziałek rano, a w ratuszu jest około piętnastu par młodych. Jedni przyszli tu tylko na sesję zdjęciową, inni właśnie z niecierpliwością czekają na swoją kolej, a jeszcze inni w tym momencie ślubują sobie miłość.


Kalifornia, czyli zdecydowanie "mój" Stan! Nie mogę przepuścić takiej okazji i robię sobie zdjęcie pod drzwiami burmistrza :)
Obowiązkowe sesje zdjęciowe wykonane, opuszczamy budynek i ruszamy w kolejne miejsce z naszej dzisiejszej listy.



Painted Ladies to kilkanaście uroczych domów położonych przy Steiner Street. Domy zostały zbudowane w stylu wiktoriańskim w latach 1892 - 1896, a to znaczy, że mają już ponad 120 lat! Budowa została zainicjowana przez Matthew Kavanaugh'a. Każdy budynek jest innego koloru, ale wszystkie są w pastelowych odcieniach.

Jest to jedna z najbardziej znanych i najchętniej odwiedzanych atrakcji turystycznych. Painted Ladies można było zobaczyć w ponad siedemdziesięciu filmach, programach telewizyjnych i reklamach, nic więc dziwnego, że co roku tysiące turystów przyjeżdża tu, żeby zrobić sobie zdjęcie z tymi domkami.
Warto tu przyjechać również dlatego, że naprzeciwko znajduje się Alamo Square. To niewielki park położony na jednym ze wzgórz. Rozciąga się stąd niesamowity widok na miasto. Przez chwilę spacerujemy po Alamo, w sumie już nigdzie nam się nie spieszy, a chcemy nacieszyć się ostatnimi chwilami w San Francisco.
Wolnym krokiem wracamy do Mazdy i ruszamy na poszukiwanie kolejnego symbolu miasta, czyli tramwaju!


Andrew Smith Hallidei, to osoba, której San Francisco zawdzięcza system tramwajów liniowych. To on 4 sierpnia 1873 przetestował pierwszy tego typu pojazd, miało to miejsce na ulicy Clay Street. Niecały miesiąc później, bo już 1 września 1873 firma Clay Street Hill Railroad uruchomiła pierwszą stałą linię tramwaju. Na przestrzeni lat 1877–1889 w mieście powstało kilka innych linii tramwajowych tego typu obsługiwanych przez 8 niezależnych przedsiębiorstw. Przez piętnaście lat udało się zbudować aż 53 mile torów, które pokrywały niemal wszystkie dzielnice San Francisco.
Tramwaje liniowe był głównym środkiem transportu, aż do 18 kwietnia 1906r., kiedy miasto nawiedziło wielkie trzęsienie ziemi, a zniszczeniu uległa prawie cała sieć tramwajowa. Gdy przystąpiono do odbudowy miasta zdecydowano, że historyczne tramwaje zostaną zastąpione siecią trakcyjnych tramwajów elektrycznych i trolejbusów.


W 1947 burmistrz Roger Lapham zarządził likwidację wszystkich linii tramwajów linowych. Swoją decyzję opierał na raporcie, z którego wynikało, że ten rodzaj transportu publicznego przynosi straty i lepiej zastąpić go tańszym transportem autobusowym. Na szczęście lokalny komitet obrony tramwajów linowych, skutecznie przeciwstawił się decyzji burmistrza. W latach pięćdziesiątych XX wieku likwidacji uległo kilka mniejszych linii, a pozostałe uległy reorganizacji. Od tamtej pory wszystkie działające linie są podłączone do jednej siłowni na skrzyżowaniu ulic Washington Street i Mason Street.
Bardzo ważną datą w historii tramwajów liniowych jest 1 października 1964r., kiedy to zostały one uznane za „ruchomy”, historyczny obiekt o znaczeniu narodowym dla Stanów Zjednoczonych.
W latach 1982 do 1984 system został poddany generalnemu remontowi, a 21 czerwca 1984 roku oddano unowocześniony system do użytku mieszkańców i w tej formie działa on do dzisiaj.


Z miejsca, w którym czekaliśmy na tramwaj doskonale było widać najwyższy budynek w San Francisco, czyli Transamerica Pyramid. Wieżowiec ma 48 pięter, 260m wysokości i jest w kształcie ostrosłupa. Taka konstrukcja nie jest przypadkowa, ma ona na celu zapewnienie większego dopływu światła i świeżego powietrza do otaczających budynek ulic.


Wsiadamy do Mazdy i kierujemy się na zachód, chcemy jeszcze zobaczyć Park Golden Gate, który został założony w 1870r., zajmuje obszar 4,1 km², a zaprojektowali go William Hammond Hall i John McLaren. Park jest jednym z najczęściej odwiedzanych parków w USA, zaraz po Central Park znajdującym się w Nowym Jorku oraz Lincoln Park w Chicago. Od zachodu Park Golden Gate graniczy z Oceanem Spokojnym, a ulica, która prowadzi do plaży nosi nazwę Johna F. Kennediego.
Może to śmieszne, ale mam wrażenie, że to pewnego rodzaju znak, jakiś symbol. Naszą przygodę z USA rozpoczęliśmy równo 97 dni wcześniej na lotnisku, które nosiło taką samą nazwę
Udało się, zrobiliśmy to, przejechaliśmy tysiące kilometrów ze wschodniego wybrzeża na zachodnie. Przygoda dobiega końca.


 

Wolnym krokiem idziemy przez prawie pustą plażę. Dochodzimy nad brzeg Oceanu, fale rytmicznie rozbijają się o brzeg. Kilka osób spaceruje ze swoimi pupilami. Jest spokojnie, już nigdzie nam się nie śpieszy, cieszymy się tą chwilą.
Robimy jedną z ostatnich sesji zdjęciowych, a potem wolnym krokiem ruszamy w stronę Mazdy.
 

 

Kierujemy się na południe. Kilka kilometrów przed lotniskiem zjeżdżamy na mała stację benzynową. Musimy zatankować do pełna Mazdę zanim ją oddamy. Po krótkim postoju jedziemy prosto na lotnisko.


Pewnie zabrzmi to trochę dziwnie, ale zżyliśmy się z tym niewielkim szarym samochodem i z żalem zostawiamy go na parkingu Hertz'a. Swoją drogą ciekawe czy Mazda kiedyś wróci do Ohio...


Port lotniczy w San Francisco, to jeden z największych portów w Stanach Zjednoczonych i 21 pod względem przepustowości na Świcie.
Składa się z trzech terminali: Terminal 1, Terminal 3 i Terminal Międzynarodowy. Każdy z terminali ma dwa Hall'e obsługujące kilkadziesiąt różnych połączeń.
Mamy duży zapas czasu, dlatego niespiesznie kierujemy się do terminalu, z którego będzie odlatywał nasz samolot. Mamy na tyle dużo czasu, że spokojnie się przebieramy i ogarniamy przed podróżą.
Przed odprawą ważymy nasze walizki. Mam zdecydowanie za dużo kilogramów. Nie ma wyboru, muszę pożegnać się z kilkoma rzeczami. Na pierwszy ogień idą kosmetyki, wyrzucam wszystko co się da, ale kilogramów ciągle jest za dużo... Kilka rzeczy oddaję Jankowi, kilka przekładam do bagażu podręcznego. Udaje mi się zniwelować nadbagaż z 7 kilogramów, do około 2 kilogramów. Nie jest źle, może nie będę musiała płacić. Pod czas oficjalnego ważenia mojej walizki w czasie odprawy waga wciąż pokazuje dodatkowe kilogramy. Na szczęście pani jest na tyle miła, że daruje mi opłatę. Pewnie dlatego, że wcześniej widziała mnie przy wadze trzy razy ;)
Przez odprawę przechodzimy bardzo sprawnie. W strefie wolnocłowej mamy sporo wolnego czasu. Z nudów chodzimy z Gosią po sklepach.  O 22:20 rozpoczyna się boarding, wszystko idzie szybko. Na pokład wchodzimy jako jedni z ostatnich, podchodzimy do naszych miejsc i okazuje się, że w lukach na bagaż podręczny nie ma już miejsc. Stewardessa mówi, że nasze bagaże podręczne polecą w luku bagażowym. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć jej już nie było, a ja już strasznie się stresowałam, w mojej torbie były wszystkie moje pieniądze, czyli 1500$...
Samolot linii Virgin America startuje punktualnie o 22:55. W dole migoczą światła San Francisco i roztacza się zatoka. Za kilka godzin będziemy już w Nowym Jorku.
Podróż bardzo mi się dłuży... Próbuję spać, ale udaje mi się zasnąć może na kilka minut, dodatkowo nad Kordylierami dają nam się we znaki turbulencje. Pierwszy lot jest naprawdę męczący. Z naszej trójki tylko Janek śpi spokojnie praktycznie całą drogę.
Około 7:00 czasu lokalnego nadlatujemy nad Atlantyk. Na oceanie widać zacumowane lub płynące kontenerowce, tankowce i różne inne statki, z góry wyglądają na bardzo malutkie.
Na JFK lądujemy zgodnie z planem, wysiadamy z samolotu i kierujemy się po nasze bagaże. Stoimy przy taśmie i czekamy na nasze walizki. Duże bagaże są, podręczny Janka jest, brakuje tylko mojej torby... Potwornie się stresuję, na szczęście po kilkunastu minutach na taśmę wyjeżdża moja mała, czarna torba!
Teraz spokojnie możemy jechać do Doroty na Brooklyn. Decydujemy się na podróż metrem, bilet jest dużo tańszy niż przejażdżka kultową, żółtą taksówką.

 

Dorota wita nas z uśmiechem i prawdziwymi amerykańskimi pancake'ami! Głodni na pewno od niej nie wyjdziemy :) Popołudnie spędzamy razem w Brooklyn Bridge Park. Tym razem Nowy Jork wydaje mi się taki spokojny. Mam wrażenie, że czas niemalże stanął w miejscu, ale wcale mi to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie! Cieszę się każdą minutą!
Wracamy jeszcze na chwilę do mieszkania Doroty, przebieramy się i szykujemy do dalszej podróży. Późnym popołudniem żegnamy się z Brooklynem i jedziemy na lotnisko. Nasz samolot ma wystartować o 19.40, ale ostatecznie startuje ponad godzinę później.
Janek znów przesypia cały lot, Gosia też próbuje spać, chociaż słabo jej to wychodzi... A ja nie usypiam nawet na minutę...
Z niewielkim opóźnieniem lądujemy w Paryżu, czeka nas ekspresowa przesiadka i już za około 2h będziemy w Polsce. Samolot znów startuje z opóźnieniem. Z tego lotu nie pamiętam nic. Zasnęłam jeszcze zanim samolot został odpięty od rękawa, a obudziłam się już nad Warszawą...
Jest 1.10.2014r. - przygoda dobiegła końca...
Welcome home Kalisiak! 

0 komentarze:

Prześlij komentarz