Kolejny dzień naszej podróży zaczynamy w dość kiepskich nastrojach, za oknem pada deszcz... Nie jest to wymarzona pogoda na zwiedzanie, ale mamy nadzieję, że gdy ponownie trafimy do Yellowstone, to trochę się wypogodzi. Humory znacznie nam się poprawiają, gdy trafiamy do hotelowej restauracji. Pierwszy raz od kiedy jesteśmy w USA zjemy śniadanie w europejskim stylu. Czeka na nas zastawiony szwedzki stół, ciepła jajecznica, owoce. Jest wszystko czego można zapragnąć na śniadanie, a nie tylko tosty, tosty i jeszcze raz tosty. Najadamy się, pakujemy Mazdę i wyruszamy w dalszą drogę.



Dojeżdżamy do północnego wjazdu do parku, po raz kolejny pokazujemy nasz karnet i po kilku chwilach jesteśmy na terenie Yellowstone.
Jestem bardzo ciekawa czym dzisiaj zaskoczy mnie ten park...



Dojeżdżamy do pierwszej atrakcji i... jesteśmy w szoku. Mammoth Hot Springs - to skupisko gorących źródeł, umieszczonych na tarasach, które powstało w wyniku wypiętrzenia się skał, po trzęsieniu ziemi oraz wypłukiwaniu węglanu wapnia przez rozgrzaną do ponad 80C wodę. Krajobraz, który mamy przed oczami może kojarzyć się tylko z jednym: z katastrofą ekologiczną... Widok jest na prawdę przerażający, ponury i przytłaczający. Ale z drugiej strony jest w tym coś niesamowitego, co sprawia, że patrzy się na to miejsce z zachwytem.


Trochę kropi i jest dość chłodno, dlatego postanawiamy ruszać dalej.
Parkujemy Mazdę i kierujemy się na taras widokowy. Po drodze spotykamy stado owiec kanadyjskich, które zupełnie nie zwracają uwagi na turystów i spokojnie zajmują się swoimi sprawami. Nie odmawiamy sobie przyjemności zrobienia im kilku zdjęć.Fauna i flora parku są niesamowite. Oprócz spotkanych przez nas bizonów i owiec kanadyjskich na terenie Yellowstone mieszka jeszcze ponad trzydzieści gatunków zwierząt. Są to na przykład: niedźwiedzie, sarny, jelenie, rosomaki, kozły śnieżne, pumy, mustangi i wiele, wiele innych.



Trafiamy na taras widokowy, z którego roztacza się niesamowita panorama rzeki Yellowstone. Znów zapiera nam dech w piersiach. Znów mamy wrażenie, że to wszystko nie dzieje się naprawdę, że jesteśmy w jakiejś bajce. Nie pozostaje nam nic innego, jak zrobienie zdjęć! Mamy szczęście, akurat na naszą sesję, zza chmur wychodzi słońce. Dobre światło uwydatnia piękno każdego kawałka parku.



Wracamy do Mazdy i jedziemy dalej. W końcu największe atrakcje ciągle przed nami!
Znów kręcimy się po serpentynach, to zakręt w prawo, to w lewo. Dojść spontanicznie decydujemy się na kolejne dwa postoje. Przestrzeń jaką mamy przed sobą zasługuje na uwiecznienie!
Szybko robimy zdjęcia i ruszamy w kierunku trzech niecek z gejzerami. Chyba będzie ciekawie! 



Pierwsze miejsce, w którym się zatrzymujemy to kompleks Norris Geyser Basin, jest to najbardziej gorący obszar w całym Yellowstone. Jakby tego było mało, to właśnie w tej niecce znajduje się największy aktywny gejzer na Świecie! Jest to Steamboat Geyser! Jego ostatnia największa erupcja miała miejsce w 1991r., kiedy to gejzer wyrzucił wodę o temperaturze około 90 stopni na wysokość ponad 90m.! Geologowie niestety nie potrafią przewidzieć, kiedy gejzer wybuchnie po raz kolejny z całą mocą. Tym bardziej, że jest on dość aktywny i co kilka, kilkanaście dni wyrzuca wodę na wysokość około 12m. Steamboat wybuchł kilka dni przed naszym przybyciem, nas niestety nie spotkał ten zaszczyt i nie mogliśmy zobaczyć go w akcji.



W niecce Norris Geyser Basin nie spędzamy zbyt dużo czasu, chociaż dwugodzinny spacer wśród gejzerów (tyle mniej więcej zajmuje obejście całej niecki) jest dość kuszący. Mamy jednak przed sobą jeszcze sporo do zobaczenia, więc nie możemy sobie pozwolić na tą przyjemność.



Dziś w Yellowstone dzień pod znakiem gejzerów, następny postój nie może być nigdzie indziej, niż w niecce Lower Geyser Basin. To ogromny obszar, który rozciąga się na ponad 11km. Można powiedzieć, że to serce Yellowstone, kompleks ten jest najbardziej aktywny w całym parku. Ciągle coś się tu dzieje, coś wybucha, coś paruje, coś jeszcze innego bulgocze. Są tu wszystkie najciekawsze formacje geotermiczne, zaczynając od gejzerów, po przez gorące baseny termiczne i źródła, na kominach parowych kończąc!
Tym razem nie możemy sobie odmówić spaceru. Wyruszamy na szlak “Fountan Paint Pot Trial”, którego przejście zajmuje nam około pół godziny. 




Na deser zostawiliśmy sobie najbardziej znaną atrakcje w całym Yellowstone. Chodzi oczywiście o Old Faithfull Geyser! Którego nazwa - Stary Wierny, nie jest przypadkowa i wynika z regularności erupcji.
Parkujemy Mazdę na ogromny parkingu w kompleksie Grand Village. Zabieramy wszystkie potrzebne rzeczy i ruszamy podziwiać gejzer. Na miejscu czeka już spora grupa ludzi. Wszyscy chcą zobaczyć spektakularny wybuch. Gejzer zazwyczaj wybucha około siedemnastu razy na dobę, według geologów erupcja odbywa się co mniej więcej półtorej godziny i trwa od 2,5 do 5 minut.
Wybuch jest na prawdę spektakularny, woda o temperaturze około 95C wyrzucana jest na wysokość od 32 do 56 m, średnio jest to 40 m. W czasie jednej erupcji gejzer wyrzuca w powietrze od 14 do aż 32 tysięcy litrów wody!
Czekamy na erupcję. A nad naszymi głowami jak na złość zaczynają zbierać się ciężkie deszczowe chmury. Zaczyna lekko kropić, niektórzy rezygnują ze spektaklu jaki oferuje natura i wracają do swoich samochodów. Ale my przecież nie po to jechaliśmy taki kawał drogi, żeby odejść z niczym! Pada coraz mocniej, jednak mamy ogromne szczęście, powoli zaczyna się erupcja! Na początku nie wygląda to spektakularnie. Raczej trochę śmiesznie, bo gejzer ledwo wyrzuca z siebie wodę. Już po kilku minutach Old Faithfull pokazuje na co go stać i wyrzuca wodę wysoko w górę. Robi wrażenie!
Erupcja właściwie dobiega już końca, gdy dosłownie zaczyna lać! Na szczęście mamy kurtki przeciwdeszczowe! Co sił w nogach biegniemy do naszej Mazdy. Trochę mokrzy, ale bardzo zadowoleni kierujemy się do bram parku. Chyba niczym nas już nie zaskoczy. Oczywiście jestem w błędzie. Przy drodze spotykamy pasące się sarny, a po drugiej stronie rzeki dostrzegamy też pięknego jelenia. Takie pożegnania tylko w Yellowstone!


Park zrobił na mnie ogromne wrażenie. Każdy, kto do niego dotrze nie może mieć wątpliwości, czemu został pierwszym Parkiem Narodowym na Świecie. To bajkowa kraina, jak już wielokrotnie mówiłam. I każdemu z całego serca życzę, żeby kiedyś mógł tam trafić.
Jedziemy dalej, jest jeszcze tak wiele do zobaczenia!

Budzik dzwoni koło ósmej rano. Gosia pierwsza zbiera się do łazienki. Ja leżę w łóżku i czekam na swoją kolej, przy okazji zastanawiam się czy uda nam się wyruszyć w dalszą drogę. Janek jeszcze śpi, nie wiem jak się czuje. Nie wiem co będzie dalej. Gosia skończyła, więc ja idę pod prysznic, gdy wychodzę Janek już nie śpi i na szczęście czuje się o niebo lepiej! Nie może być inaczej: będziemy kontynuować podróż na zachód!
Jesteśmy gotowi, więc idziemy na śniadanie. Wygląda dokładnie tak, jak dzień wcześniej i jak wszystkie śniadania, które jedliśmy w Nowym Jorku. Chleb tostowy, do tego dżemy i Nutella, oprócz tego obowiązkowa kawa. W trakcie jedzenia poznajemy panią Gospodynię, która była tak uprzejma, że nie dość, że dzień wcześniej zostawiła nam klucz (za co jesteśmy jej ogromnie wdzięczni) to jeszcze dzisiaj, po wysłuchaniu naszej historii, pozwoliła nam zostać godzinę dłużej w hotelu, żebyśmy mogli spokojnie sprawdzić dalszą trasę i załatwić hotel na kolejną noc.
Do Mazdy wsiadamy dopiero koło godziny jedenastej. Czas zobaczyć najstarszy na Świeci Park Narodowy! Yellowstone, nadchodzimy!
Dojazd do Parku nie jest zbyt ciekawy. Droga jest prosta, a z prawej i z lewej strony, po sam horyzont rozciągają się stepy. Nie ma praktycznie żadnych zabudowań.
 

Po około godzinie dojeżdżamy do górskiej miejscowości Cody. Mam wrażenie, że właśnie trafiłam do jakiegoś austriackiego albo włoskiego kurortu narciarskiego. Miejscowość robi na mnie bardzo dobre wrażenie, jest czysto i ładnie i o dziwo nie amerykańsko, a europejsko! Od razu widać, że jest idealnie przystosowana dla turystów, którzy chcą odwiedzić te rejony i mają kilka dolarów więcej w portfelu ;)
Nie zatrzymujemy się, w końcu czeka na nas Yellowstone! A dzieli nas od niego już tylko półgodziny jazdy, czyli około 25 mil.


Dojeżdżamy do granicy Parku. Strażnicy sprawdzają nasz bilet i podają nam mapę oraz broszurę (a może raczej gazetę?) z informacjami o Yellowstone. Rangers życzy nam owocnego zwiedzania i miłego dnia. Odjeżdżamy od bramki... Oto jesteśmy! Yellowstone. Najstarszy na Świecie Park Narodowym, utworzony 1.03.1872r.! Miejsce, o którym uczyłam się na lekcjach przyrody w szkole podstawowej i na geografii w gimnazjum i liceum. Miejsce, o którym zawsze marzyłam, bo chciałam zobaczyć przedstawiane na zdjęciach w podręcznikach gejzery. Park ma do zaoferowania zdecydowanie więcej niż tylko gejzery. To przeróżne formy terenu, miliony kolorów, tysiące różnych gatunków zwierząt. Yellowstone zachwyca na każdym kroku, nic dziwnego, że w 1978r. został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. 




Na pierwszy postój decydujemy się, gdy z lewej i prawej strony widzimy wielkie osuwiska skalne. Wygląda to trochę tak jakbyśmy nagle znaleźli się na innej planecie, jakby nie było tu życia. Robimy kilka zdjęć i jedziemy dalej, ten fragment jest dość ponury.




Kolejny raz Janek zatrzymuje Mazdę na małym parkingu przy niewielkim jeziorze. Tym razem sceneria jest wprost bajkowa! Idealne miejsce na relaks. Nic więc dziwnego, że kilka metrów dalej amerykańscy turyści robią sobie piknik. Stwierdzam, że i my powinniśmy tak zrobić. Gosia popiera mój pomysł. Będziemy robić piknik w Yellowstone! (oczywiście w miejscu, w którym jest to dozwolone)


Znów robimy małą sesję zdjęciową i ruszamy dalej odkrywać Park. Po raz kolejny trafiamy na dość ponury obszar. Widać, że w lecie musiały szaleć tu pożary. Las wygląda przerażająco, sterczące pnie z suchymi, opalonymi gałązkami. Zieleni właściwie nie ma. Widok, trochę jak z horroru.
Mazda płynnie pokonuje kolejne zakręty, droga prowadzi w lekko w dół. Nagle naszym oczom ukazuje się niezwykła panorama, króluje na niej Jezioro Yellowstone!



Jest to największy zbiornik w całym Parku. Jego powierzchnia to 350 km2, a wymiary to 32 x 24 km. Jezioro jest bardzo głębokie. Głębokość średnia, to 42 m, zaś maksymalna to prawie 120 m. Długość linii brzegowej to aż 177 km! Największe polskie jezioro, czyli Śniardwy, jest trzykrotnie mniejsze od jeziora Yellowstone.



Widok z oddali robił oszałamiające wrażenie, ale z bliska jezioro jest po prostu niesamowite! Janek parkuje Mazdę na kamienistym parkingu, oprócz nas kręci się tam jeszcze kilka osób, które powoli wsiadają do swoich samochodów. Podchodzimy do wody, jest idealnie czysta i dość chłodna. W między czasie turyści odjeżdżają, robi się bardzo cicho. Całą trójką siadamy na konarze drzewa, który leży na plaży. Zamykam na chwilę oczy, cisza zaczyna mnie przerażać... Z jednej strony trochę się tego boję, ale z drugiej chcę dłużej wsłuchiwać się w nicość, to wciąga! Z tego dziwnego stanu wyrywa mnie ryk jelenia, który niesie się gdzieś ze szczytów, które są za moimi plecami. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam czegoś takiego! To było niesamowite uczucie, którego na prawdę nie da się opisać, to po prostu trzeba przeżyć.
Park ma tyle do zaoferowania, że nie możemy sobie pozwolić na zbyt długie postoje, więc ruszamy na pierwsze spotkanie z gejzerami!



Yellowstone to największe na świecie pole gejzerów, w zaledwie dziewięciu nieckach występuje tu niemal 400 gejzerów. Stanowi to połowę wszystkich gejzerów na Świecie!
Po raz kolejny, a co najlepsze nie ostatni tego dnia, Yellowstone nas zachwyca. Barwy jakie można dostrzec w niewielkich basenikach są po prostu przepiękne! Jest tylko jeden mały kłopot, śmierdzi siarką... Niezbyt przyjemny zapach, na szczęście można się do niego przyzwyczaić i spokojnie zwiedzać dalej.
 

 



Kiedy krążymy po niecce West Thumb Geyser Basin i przyglądamy się jak śmiesznie bulgocze woda, spotka nas lekki deszcz. Wszyscy Azjaci w popłochu zaczynają chować swoje aparaty, kamery, tablety i inne zabawki i zakładać płaszcze przeciw deszczowe. A my spokojnie zajmujemy się podziwianiem tęczy, która pojawiła się nad jeziorem.
 
 
 


Wśród gejzerów spędzamy jeszcze trochę czasu, robimy mnóstwo zdjęć, a po wszystkim decydujemy, że czas najwyższy na piknik! Siadamy w strefie, w której spokojnie można jeść, co wcale nie znaczy, że jakieś dzikie zwierzęta nie wpadną do nas na posiłek. Wszędzie stają znaki ostrzegające przed zwierzętami, a także nakazujące wyrzucanie śmieci w odpowiednich miejscach, a nie gdzie popadnie.
Nasz piknik składał się z tradycyjnych kanapek, w dwóch kombinacjach: z szynką i pomidorem i z Nutellą na deser.

 

Z pełnymi brzuchami możemy ruszyć w dalsza podróż. Yellowstone kryje przed nami jeszcze wiele tajemnic. Jedną z nich odkrywamy dość szybko i to w dodatku na środku drogi. Jest to oczywiście bizon, który dumnie kroczy samym środkiem ulicy. Taki widok to jednak nic nadzwyczajnego. Bizony są u siebie, więc mogą robić co tylko im się podoba, a kierowcy mają na nie uważać. Konsekwencją tych wędrówek są korki... Śmiesznie to brzmi, korki w Parku Narodowym, ale w lipcu i sierpniu można w nich stać nawet kilka godzin, tylko dlatego, że bizon wyruszył na spacer ulicą.



My na szczęście nie musimy stać w korku i możemy jechać dalej.
Od pewnego momentu trasa zaczęła prowadzić wzdłuż rzeki Yellowstone. Mogę powiedzieć tylko jedno: zdecydowanie jesteśmy w bajkowej krainie!



 

Późnym popołudniem docieramy do kolejnej niecki z gejzerami, znów śmierdzi... Jednak smród nam nie straszny, koncentrujemy się na podziwianiu pięknych form, które nas otaczają. Najbardziej przypada nam do gustu pewien gejzer ukryty w jaskini. Mam wrażenie, że mieszka tam jakiś potwór, ponieważ wydobywającej się parze towarzyszyły dziwne odgłosy bulgającej wody i oczywiście zapach siarki.




Kończymy drugi spacer wśród gejzerów i wskakujemy do Mazdy. Przejeżdżamy raptem kilkaset metrów i decydujemy się na kolejny postój. Udało nam się przyłapać stado bizonów przy wodopoju.

 

Znów zdjęcia i ruszamy dalej. Kolejnych kilkaset metrów, kolejne stado i kolejna atrakcja! Tym razem jest nią bizon przekraczający rzekę. Kierowcy przed nami zdecydowanie zwalniają, tak samo jak my podziwiają zwierzęta i oczywiście robią zdjęcia i nagrywają.



Robi się coraz później, dlatego zwiększamy tempo naszej podróży i nie robimy już tylu postoi.  Planujemy jeszcze tylko dwa postoje i postępujemy zgodnie z założeniami. Zatrzymujemy w kolejnym wyjątkowym miejscu. Jest to szczyt wodospadu Firehole. Park nie przestaje nas zachwycać i tym razem nie może być inaczej! Ilość przepływającej wody i prędkość z jaką spadała jest ogromna! Nie wiem, które to już miejsce tego dnia, kiedy nie mogę wyjść z podziwu dla cudów natury...
Jednak zupełnie nie spodziewam się tego, że to co najlepsze, najpiękniejsze i najbardziej zachwycające jest dopiero przede mną. Wsiadamy do Mazdy i pokonujemy kolejne mile. O zachodzie słońca trafiamy na taras widokowy, z którego możemy podziwiać wodospad Yellowstone i Kanion rzeki Yellowstone. Patrzę przed siebie i w sumie nie wiem co powiedzieć. Widok jest po prostu nieziemski! Zdecydowanie trafiłam do jakiegoś raju! Dobrze jest kończyć dzień z takim widokiem...


Po ostatniej tego dnia sesji zdjęciowej wracamy do naszej Gray Mazdy i ruszamy na nocleg. Mamy przed sobą jeszcze kawałek drogi. Na szczęście pokonujemy ją bez przeszkód i przygód. Dość wcześnie udaje nam się dotrzeć do hotelu, który jest już na terenie Stanu Montana. Czas odpocząć, przemyśleć dalszą trasę i zarezerwować hotel na kolejną noc.
Jutro znów czeka nas dzień w niesamowitym pod każdym względem Yellowstone.Ciekawe czym tym razem nas zaskoczy i zauroczy.