Monterey opuszczamy wczesnym rankiem. Warunki na drodze nie sprzyjają szybkiej jeździe, prawie całą drogę do San Francisco pada... Po ponad dwóch godzinach docieramy do celu, tu na szczęście pogoda jest dużo lepsza, chociaż temperatura nie jest zbyt wysoka. W mieście nad Zatoką spędzimy dwa dni, więc plan zwiedzania nie jest napięty. Pierwszym i  najważniejszym miejscem, które odwiedzamy jest najsłynniejszy i jeden z największych mostów na świecie: Golden Gate Bridge!
Podjeżdżamy na główny parking i doznajemy lekkiego szoku. Parking jest bardzo mały, nie wiem co to za standard, ale na pewno nie amerykański! Żeby zostawić tu samochód trzeba mieć na prawdę sporo szczęścia. Objechaliśmy parking chyba trzy razy i już mieliśmy pojechać zostawić Mazdę w innym miejscu, gdy zauważyliśmy, że jakaś rodzina właśnie wraca do swojego samochodu. Ha! Udało się! Zadowoleni ruszyliśmy podziwiać to architektoniczne dzieło sztuki!


Idąc na most napotkaliśmy kilka tablic z informacjami o tym jak przebiegała budowa.
Historia mostu zaczęła się prawie sto lat temu, gdy w 1918r. inżynier miasta Michael O’Shaughnessy wystąpił z propozycją połączenia San Francisco z hrabstwem Marin. Jednak projekt nie został zrealizowany, ponieważ większość konsultantów uważała, że jest zbyt wiele problemów natury technicznej, z którymi nie zdołają sobie poradzić. Do realizacji projektu przystąpiono dopiero 15 lat później. Prace ruszyły w styczniu 1933r., a głównym inżynierem budowy został Amerykanin niemieckiego pochodzenia Joseph Strauss. Był opowiedziany za projekty inżynierskie, architektoniczne, geologiczne i komunikacyjne, a także sprawował nadzór nad przebiegiem budowy.
Po ponad czterech latach, a dokładnie 27.05.1937r. most został oddany do użytku. Jego budowa kosztowała 27 milionów dolarów, ale koszty zwróciły się już w 1971r. Początkowo na moście obowiązywała opłata za przejazd z hrabstwa Marin do San Francisco, aktualnie przejazd jest płatny w obie strony. Pieniądze z opłat przeznaczane są na utrzymanie obiektu.
  


Golden Gate przez 30 lat był najdłuższym mostem wiszącym na świecie. Jego długość całkowita to 2737,4 m, a szerokość to 27,4 m. Konstrukcja jest imponująca. Każda z lin, na której wisi most ma 93 cm średnicy i zbudowana jest z 27 572 oddzielnych stalowych drutów. Dwie bliźniacze wieże wznoszą się na wysokość 218 m, odleglość między nimi to 1280 m. Każda z ich wytrzymuje obciążenie 95 tysięcy ton.
W swojej prawie osiemdziesięcioletniej historii most przetrwał wiele trzęsień ziemi, najsilniejsze miało miejsce w 1989r., a jego natężenie wynosiło aż 7,1 stopnia w skali Richtera. Aktualnie most jest wzmocniony i gotowy do przetrwania wstrząsów o natężeniu 8,3 stopnia w skali Richtera, a jego okres eksploatacji jest przewidziany na kolejne 200 lat!


Początkowo planowaliśmy, że przejdziemy się tylko kawałek, zobaczymy tą imponującą konstrukcję z bliska, wrócimy do Mazdy i pojedziemy w inne miejsce. Tak się nie stało, most po prostu wciąga, hipnotyzuje, oczarowuje! Musieliśmy przejść z jednego końca na drugi.
Podczas spaceru, zauważyłam dwie ciekawe rzeczy. Po pierwsze moją uwagę zwróciła organizacja ruchu na moście. Jeden chodnik jest przeznaczony tylko dla pieszych, a drugi tylko dla rowerzystów. Uważam, że przy takiej liczbie turystów, nie mogło być inaczej i przemilczę fakt mojej niechęci do rowerzystów. Kolejną rzeczą, która rzuciła mi się w oczy były liczne tabliczki, które informowały o tym żeby nie skakać z mostu. Niestety nie wisiały tam przypadkowo. Samobójcy wyjątkowo upodobali sobie Golden Gate, do tej pory skoczyło z niego ponad 2000 osób, z czego ponad 75% zginęło.


Co jeszcze przykuło moją uwagę? Alcatraz. Chyba każdy zna tą nazwę i chyba nikomu nie kojarzy się dobrze. Rozmawiając o pobycie w San Francisco zastanawialiśmy się, czy odwiedzić najcięższe więzienie na świecie, ostatecznie nie zdecydowaliśmy się na tą wycieczkę. Sam widok tego miejsca z dość dalekiej odległości przyprawia o dreszcze, a wnętrze widziane choćby na zdjęciach budzi jeszcze większą grozę. Jednak dla tych, którzy lubią dreszczyk emocji organizowane są nocne wycieczki po więzieniu, koszt takiej przyjemności to 40$ (w ciągu dnia płaci się 33$).
Alcatraz - więzienie o zaostrzonym rygorze - było czynne w latach 1934 - 1963, przez 29 lat w jego murach przebywało ponad 1500 kryminalistów. W historii więzienia odnotowano 14 prób ucieczek z udziałem 34 więźniów. Do dziś uważa się, że nikomu nie udało się z niego uciec.
Alcatraz został zamknięty ze względu na zbyt wysokie koszty utrzymania i błędy konstrukcyjne.
Wracając do przyjemniejszych tematów. Idąc spokojnie mostem zauważyliśmy mały samolot, który ciągnął za sobą długi baner z napisem: "Anjie my love, will you marry me?".  Jeśli to faktycznie były oświadczyny, to gratuluję pomysłu! Myślę, że nie jedna dziewczyna byłaby zachwycona, gdyby jej oświadczyny wyglądały w ten sposób.
Co ciekawe, nie dość, że każdy zaczął się oglądać za samolotem i robić zdjęcia, to jeszcze każdy zaczął się uśmiechać. Taka miła historia, na koniec spaceru.
 

Po ponad dwóch godzinach wracamy do Mazdy i ruszamy dalej tropem "NAJ" w mieście na 28 wzgórzach! Tym razem Lombard Street, czyli najbardziej poskręcana ulica na świecie. Wjeżdżamy na nią zupełnie niespodziewanie! Ulica jest na prawdę nieźle pokręcona, a w dodatku wygląda pięknie, ponieważ dookoła jest mnóstwo najróżniejszych kwiatów, krzewów i drzew. Zjeżdżamy na sam dół, kilka przecznic dalej znajdujemy miejsce parkingowe i wracamy na Crazy Drogę, taką nazwę nadaliśmy temu odcinkowi.



Lombard Street składa się z ośmiu ostrych zakrętów i jest przy niej usytuowane 12 kamienic. Na pomysł wykonania takiej drogi wpadł w 1922r. Carl Henry. Projekt został wprowadzony w życie w 1923r. i miał na celu poprawę bezpieczeństwa ruchu. Pojazdy, które poruszały się po drogach w tamtych czasach nie były przystosowane od pokonywania jezdni o tak dużym kącie nachylenia. Przed przebudową kąt nachylenia drogi wynosił aż 27%, zaś po wykonaniu serpentyn kąt ten został zmniejszony do 16%. Dodatkowo na tym odcinku wprowadzono ruch jednokierunkowy (można tylko zjeżdżać) i ograniczono prędkość do niespełna 8 km/h.


Po dwóch dość długich spacerach decydujemy się na obiad i chwilę odpoczynku, a następnie ruszamy podziwiać Ferry Building i Bay Bridge.
Ferry Building, to po prostu budynek portu dla promów. Został zaprojektowany przez Arthura Page Browna w 1892r., a otwarty w 1898r. Zajmuje powierzchnię jednego hektara i prezentuje się naprawdę pięknie.  Dawniej budynek pełnił bardzo ważną rolę komunikacyjną. Z portu codziennie wypływały setki promów i przewoził tysiące pasażerów i towarów z jednego brzegu zatoki na drugi. Dzisiaj wciąż jest wykorzystany jako terminal portowy, jednak nie w tak dużym stopniu jak miało to miejsce kilkanaście lat temu. Część budynku została przebudowana i otwarto tu różne sklepy, kawiarnie i restauracje.



Na zmniejszenie znaczenia komunikacji wodnej miało wpływ wybudowanie dwupoziomowego mostu łączącego San Francisco z Oakland. To kolejny obiekt, który robi ogromne wrażenie, dzienne natężenie ruchu to około 280 tysięcy pojazdów. Długość mostu to 7180 m, jeśli dodamy do tego dojazdy do mostu po obu stronach zatoki, to otrzymamy około 13 km. Most składa się z dwóch części, wiszącej oraz wspornikowej i kratownicowej, obie części łączy dwupoziomowy tunel o długości 164 m. poprowadzony przez wyspę Yerba Bueana.  Zarówno górny poziom, prowadzący z Oakland do San Francisco, jaki i dolny, prowadzący w odwrotnym kierunku mają 5 pasów ruchu.
Przy projekcie pracowało aż czterech architektów: Charles H. Purcell, Timothy L. Pflueger, Arthur Brown Jr i John J. Donovan. Most został otwarty 12 listopada 1936r.
 

Ostatnim punktem naszej dzisiejszej wycieczki jest jeden z symboli miasta, czyli Coit Tower. Aby dotrzeć do celu trzeba wspiąć się na wzgórze wąską i krętą Boulevard Hill Telegraph. O tej porze roku i dnia nie mamy problemu z dojechaniem na parking pod samą wieżą, jednak w szczycie sezonu, wjazd na wzgórze zajmuje czasem ponad 40 minut! 
Wieża została wybudowana w 1933r. na szczycie jednego ze wzgórz w dzielnicy Telegraph Hill. Obiekt został zaprojektowany przez Arthura Browna Jr. i Henry'ego Howarda. Wieża jest wybudowana w stylu art deco i osiąga wysokość 64 m. Wnętrze zostało ozdobione freskami aż 26 artystów. Co ciekawe sponsorem budynku nie było miasto, tylko jedna z jego mieszkanek, niejaka Lillie Hitchcock Coit. Kobieta w swoim testamencie zapisała na ten cel jedną ze swoich posiadłości. Zapis ten mówił: "wydajcie je w odpowiedni sposób w celu upiększenia miasta - miasta, które zawsze kochałam".


Widok na miasto jest wspaniały! Trochę żałuję, że spóźniliśmy się na zachód słońca, bo ze wzgórza byłby doskonale widoczny, no ale cóż, jak to mówią, nie można mieć wszystkiego.


Opuszczamy wzgórze i ruszamy na jeden z głównych nadmorskich deptaków. Chcemy kupić ostatnie pamiątki i pocztówki. Załatwiamy to dość szybko, wracamy do Mazdy i jedziemy na nasz ostatni nocleg w USA. Najpierw przemierzamy urokliwe uliczki San Francisco, potem wjeżdżamy na Bay Bridge, a po chwili jesteśmy już w przemysłowej części Oakland. Jeszcze tylko kilka kilometrów i już będziemy w hotelu.
Zmęczeni po całym dniu i gotowi na kolejne wyzywania, które przyniesie nowy dzień szykujemy się do snu.