Znacie to uczucie, kiedy nie budzi was dźwięk budzika, kiedy nic nie wisi wam nad głową, a jedyny plan dnia, to leniuchowanie i leżenie na plaży? Dokładnie to wspaniałe uczucie towarzyszy mi tego ranka.
Z lekkim niepokojem wyglądam przez okno, żeby zobaczyć czy świeci słońce. Od kilku dni sprawdzałam jaka pogoda będzie w Monterey i szczerze mówiąc byłam lekko przerażona, bo temperatura nie przekraczała 20 stopni, a w dodatku zapowiadali opady. Na szczęście było pięknie! Gosia i ja szybko zapakowałyśmy wszystkie potrzebne rzeczy i ruszyłyśmy nad Ocean! Tak jest, udało nam się dotrzeć nad Ocean Spokojny!



Z hotelu na plażę mieliśmy jakieś 1,5 km. Spokojnym krokiem szłyśmy przez amerykańskie miasteczko i przyglądałyśmy się kolejnym domom i ogródkom. Po kilku minutach dotarłyśmy do Surf Way, przy której ulokowane były domy bardziej zamożnych amerykanów i kilka hoteli. Przeszłyśmy kolejnych kilkanaście metrów i naszym oczom ukazała się plaża Del Monte. Duża, czysta i właściwie zupełnie pusta! W sumie nie ma w tym nic dziwnego, w końcu jest już po sezonie.


Kilka osób wybrało się na spacer brzegiem oceanu ze swoimi czworonożnymi pupilami. Pojawiło się kilku surferów, którzy walczyli z falami. Też chciałam spróbować swoich sił w tym sporcie, jednak temperatura wody skutecznie mnie odstraszyła... Zimny prąd kalifornijski robił swoje, woda była dosłownie lodowata...
Po kilku godzinach słodkiego lenistwa wróciliśmy do naszego pokoju.
Dzień kończyliśmy oglądając filmy.   


Następnego ranka, gdy wyglądam za okno widzę ciężkie deszczowe chmury. Sprawdzam pogodę. Słońca nie będzie, może tylko chwilowe przejaśnienia. Z opalania nici, ale to dobry moment na małe porządki. Wszyscy sprzątamy nasze walizki, pozbywamy się niepotrzebnych rzeczy, przez podróż trochę się tego wszystkiego nazbierało. Po południu razem z Gosią wybieramy się na plażę, a Janek jedzie na myjnię, w końcu Mazda też zasługuje na czyszczenie po tak długiej trasie.



Pogoda nas nie rozpieszcza, zrobiło się naprawdę zimno, a od oceanu wieje nieprzyjemny wiatr. Robimy sobie z Gosią ekspresową sesję zdjęciową. Czemu nie zrobiłyśmy tego dzień wcześniej? Nie wiem, naprawdę nie wiem.
Owinięte w koc i ręcznik siedzimy na ławce i patrzymy na fale, które rozbijają się o brzeg. To bardzo wciągające i uspokajające zajęcie. Ludzie, którzy nas mijają trochę dziwie się na nas patrzą. Wcale im się nie dziwię, też bym tak na nas patrzyła.
Po jakiejś godzinie żegnamy się z oceanem i wracamy do pokoju na ciepłą herbatę. Znów oglądamy film, pakujemy rzeczy, które nie będą nam potrzebne rano i idziemy spać. Jutro koniec leniuchowania! Czek nas kolejny dzień pełen przygód.